…kiedyś musi się skończyć.
1/3 roku w formie zupełnej wolności minęła bezpowrotnie! Teraz moją głowę zaprzątają już tylko przygotowania do przeprowadzki i jakiekolwiek ogarnięcie przestrzenne Poznania. Wskutek tego tych kilka dni, które mi zostały, upłyną zapewne na czekaniu na to „nowe”, zamiast cieszeniu się resztkami wolności . Jedyne co mogę zrobić, to przestać nastawiać sobie budzik, przez co śpię czasem nawet do dziewiątej- co dla mnie jest niemal burżujstwem! ;p Szkoda, że nie można się wyspać na zapas…
Koniec wakacji sprzyja refleksji i podsumowaniom. Niestety nie jestem zadowolona z tego jak spędziłam te cztery miesiące… I nie chodzi nawet o te wszystkie książki, które przeczytałam, ani tym bardziej te, których nie zdążyłam przeczytać… Po prostu z wielu przyczyn zewnętrznych i rodzinnych przesiedziałam prawie całe wakacje w domu. W takiej powtarzalności każdego dnia gubi się coś z odpoczynku… Na szczęście udało się pojechać z dziewczynami na tydzień w Tatry, jeszcze w czerwcu (ale jak to było dawno!). Pogoda niezbyt dopisała, ale jeśli chodzi o zespół- było świetnie i… z przygodami ;]
Trzeba jednak patrzeć optymistycznie na wszystko (ostatnio miewam z tym coraz większe problemy, szczególnie, jeśli patrzę na siebie…) i cieszę się, że udało mi się zrobić kilka rzeczy: zrzuciłam trochę masy ;p, nauczyłam się racjonalnego komponowania diety (i mam zamiar trzymać się tego na studiach!), odkryłam swoje kulinarne zdolności, spędziłam dużo, bardzo dużo czasu z chłopakiem, rodziną , psem i koszatniczkiem ;*, zaczęłam regularnie biegać i polubiłam to, jeździłam konno, choć o wiele mniej niż bym chciała i przeczytałam kilka fajnych książek, nie tylko tych z naukowej półki.
Jeśli chodzi o to, czy odpoczęłam, to tak, czuję, że w pewnym stopniu tak. Chociaż ostatnio, czując, że zostało mi mało czasu, trochę przesadziłam i tak się zagoniłam, że przez kilka dni nie byłam w stanie skończyć książki- 20 ostatnich stron było istną drogą przez mękę. Nie rozumiałam słowa z tego co czytam. Chyba nastąpiło jakieś przesilenie. Dlatego Strukturalne podstawy biologii komórki Kilarskiego nadal nie doczekały się podsumowania na blogu. Widocznie narzuciłam sobie za duże tempo… Gdybym tylko mogła gdzieś wyjechać, oderwać się od mojego biurka, na pewno to też wyglądałoby inaczej… Ale już jest dobrze, wróciłam do dawnego stanu i niedługo opis powyższej książki pojawi się gdzie trzeba.
I jeszcze małe wspomnienie z wakacji… Smreczyński staw i wszędobylskie chmury 😉